O pojęciu normy napisano już wiele a zatem i ja nie będę gorszy i też coś dorzucę.
Konserwatyści i spółka lubią często posługiwać się pojęciem normy celem sprowadzenia swych przeciwników do pozycji patologii, którą należy zwalczać.
Rozumowanie jest zwykle takie, że skoro homoseksualność w przyrodzie nie stanowi większości to należy uznać ją za patologię stojącą w opozycji do normy jaką jest heteroseksualizm.
Niestety gdy przychodzi do rozmowy na temat masturbacji to tym samym osobom i środowiskom światopogląd odmienia się o 180 stopni. Teraz normą są zachowania niespełna 10 procent populacji zaś patologią to co od wiek wieków robi ze swymi członkami ponad 90 procent chłopców.
A jakie są efekty tak promowanej ideologii? Pewien chłopiec wychowany w przeświadczeniu o tym, że masturbacja stanowi moralne zło ubzdurał sobie, że ból jąder jakiego doświadczał był karą bożą za ten grzech. Bozia chyba jednak jakoś nierówno kary wymierzała bo temu chłopcu akurat (jako jednemu z nielicznych spośród większości) przytrafiło się mieć nowotwór złośliwy jądra. W ten oto sposób katolicka „nauka” doprowadziła chłopca do tragicznego stanu przez to, że z wyraźnymi i dokuczliwymi objawami nie zgłosił się w porę do lekarza tylko cierpiał dodatkowo jeszcze mając poczucie winy.
Plotki o włosach na rękach i żółknięciu gałek ocznych od masturbacji raczej już się nie sprawdzają. Ideolodzy katoliccy sięgają teraz po inne sposoby zastraszania. Jako rzekome skutki podają teraz to co niezależnie od masturbacji dotyka spory odsetek męskiej populacji. Są to np. zmiany trądzikowe, zaburzenia erekcji, przedwczesny wytrysk, zmniejszenie objętości wydzielanego ejakulatu z wiekiem. Cóż… czas dla mężczyzny nie stoi w miejscu i wytryski nie są tak obfite jak za młodu. Czym to wyjaśnić? No pewnie. Masturbacja winna. Tak myśli sobie wiele osób, a że czasem nie przychodzi im do głowy tego zweryfikować to powtarzają swe mądrości innym.
Z takim właśnie zabobonem chcemy w homopedii walczyć, promując zdrowy stosunek do ciała i przyjemności jaką ono daje.