Dziś czytamy sprawozdania stenograficzne z obrad sejmu.
Posłanki Kierzkowska (PO) i Zakrzewska (SLD) w imieniu swych klubów rekomendowały odrzucenie osławionych poprawek senatu. W oświadczeniu w imieniu SLD argumentacja była jeszcze w miarę sensowna. PiS oczywiście musiał być przeciw i był przeciw i swój sprzeciw wyrażał też w pytaniach.
Posłanka Wargocka (PiS): „Na jakiej podstawie prawnej będzie można odmówić takiej zgody? (Dzwonek) Brak takiego zastrzeżenia w ustawie o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej otwiera furtkę, aby ewentualne odmowy powierzania tej pieczy były przedmiotem postępowań przed Trybunałem Praw Człowieka. Czy my mamy na forum europejskim udowadniać, że w Polsce, w naszym kraju, społeczeństwo stoi na stanowisku, iż rodzina, małżeństwo mężczyzny i kobiety, jest najlepszym środowiskiem dla wychowania dzieci.”
Można by pomyśleć, że na tak absurdalne stwierdzenia padną sensowne argumenty, że rodzicielstwo jednopłciowe nie jest zagrożeniem. Otóż nie. Argumentacja biegła zupełnie inaczej. Nie dyskryminacja osób homoseksualnych przerażała posłów a konieczność udowadniania przez osoby heteroseksualne tego, że nie są homoseksualne.
Zdzisława Janowska (SLD): „W tej sytuacji, gdyby poprawka przeszła, każda osoba samotna, która ma prawo być rodziną zastępczą, musiałaby przedstawić stosowne zaświadczenie, że nie jest osobą homoseksualną.”
Posłanka pyta również jakby nieświadoma istnienia orientacji biseksualnej: „Czy oznaczałoby to, że powołamy rodzaj IPN do spraw orientacji seksualnej i że ten instytut do spraw orientacji seksualnej będzie wydawał świadectwo, że ktoś jest heteroseksualny albo homoseksualny?”
Gdzie merytoryczne odniesienie i wyjaśnienie, że dzieci wychowywane w rodzinach jednopłciowych rozwijają się tak samo dobrze jak dzieci wychowywane przez pary różnopłciowe? Z powyższego widać, że nawet posłom lewicy przydałoby się doedukowanie w tym zakresie.