Mądre profesorskie głowy wypowiadały się w ostatnich latach na temat istoty małżeństwa. We wszystkich tych wypowiedziach mamy do czynienia w gruncie rzeczy z tą samą półprawdą za każdym razem ujmowaną nieco inaczej w słowa. Chodzi mianowicie o to, że związek osób różnej płci ma być traktowany szczególnie ponieważ jego celem jest prokreacja.
Dlaczego jest to półprawda? Przypuśćmy, że rzeczywiście chodzi nam o ułatwienia związane z wychowaniem dzieci. Przypuśćmy też, że z jakichś względów (np. z oszczędności) nie chcemy nadać tych samych praw osobom, które dzieci wychowywać nie będą. Nie dajemy więc praw parom homoseksualnym a dajemy je heteroseksualnym. Wszystko gra? Nie, ponieważ nie każda dąży do posiadania dzieci i nie każda ma na to szansę. Ponadto bywa też tak, że para małżeńska odkłada z różnych względów spłodzenie potomstwa korzystając z pełni praw małżeńskich. Pary małżeńskie po usamodzielnieniu się dzieci również nie przestają korzystać ze swych praw. Czy to koniec przykładów? Nie. Przykłady można podać również niejako z drugiej strony. Bywają pary homoseksualne, które wychowują dzieci. Bywają też inne pary heteroseksualne wychowujące dzieci, które z przyczyn prawnych nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego. Przykładem takiej przyczyny może być wcześniejsze małżeństwo nie rozwiązane rozwodem. Jeśli owdowiałej matce jej brat pomaga w wychowaniu jej dziecka to oni również nie mają szans na specjalną ochronę prawną choć podejmują dokładnie ten sam lub większy trud związany z wychowaniem.
Skąd przy tym ten cały ruch i tyle kombinacji by ubierać to w coraz inne słowa? Problem zwolenników tego argumentu polega właśnie na tym, że nie da się jednocześnie oddzielać małżeństwo od dzietności i twierdzić, że małżeństwo ma tej prokreacji służyć. Pojawiają się więc pokrętne kombinacje o minimalnych wymaganiach biologicznych, o założeniach legislatury i inne podobne. Bywają też nie mniej pokrętne dywagacje, że nie jest łatwo ocenić szanse danej pary na posiadanie dzieci.
Odpowiedź na to wszystko jest prosta. Jeśli rzeczywiście prawa małżonków mają służyć jedynie wychowywaniu dzieci to niech korzystają oni z tych praw jedynie przez te lata w których rzeczywiście podejmują się wychowania dzieci. Przed tym okresem i po jego zakończeniu niech nie istnieją ulgi podatkowe, niech nie istnieją różne domniemania w zakresie pełnomocnictwa, niech nie istnieje prawo do informacji na temat stanu zdrowia itp. Ktoś się oburza? Ktoś uważa, że to absurd i niepotrzebne utrudnianie? Zaraz zaraz, czyż jeszcze przed chwilą nie skazywaliśmy par homoseksualnych na takie same niepotrzebne utrudnienia? Prawa o których tu piszę nie dotyczą bezpośrednio w żaden sposób wychowania dzieci. Są związane tylko i wyłącznie z wolą życia razem dwojga ludzi.
Jeśli uznamy, że prawa małżonków nie muszą wiązać się z prokreacją to tym samym musimy uznać, że te same prawa powinny mieć pary homoseksualne. Całe krętactwo wokół istoty małżeństwa wiąże się właśnie z tym, że praw tych niektórzy chcieliby gejów i lesbijki pozbawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz